Pacjent
- Warto wiedzieć
- Coś na ząb
- Wybielanie zębów
- Choroby i leczenie
- Estetyka
- Higiena
- Ciekawostki ...
- Dowiedz się jak...
- Forum
- Baza gabinetów
- Pytania do ekspertów
- Subskrypcja
- Ogłoszenia - Pacjent
- Partnerzy portalu
- Tagi
- Bruksizm
- Ciąża a zęby
- Dental TV
- Kamień nazębny
- Korony
- Leczenie kanałowe
- Licówki
- Mosty
- Strach przed dentystą
- Vademecum Pacjenta
- Zęby mądrości
- Znieczulenia
- 03-02-2009
Dr Tomasz Ciach, inżynier chemik z Politechniki Warszawskiej, specjalista od nanotechnologii, opracował komputer wbudowany w implant. Tworzył go we współpracy ze specjalistami ze Szwajcarii, Włoch, Izraela i Niemiec, wykorzystując środki finansowe przekazane m.in. przez komisję europejską. Skomputeryzowane implanty zajmowałyby miejsce dwóch, a docelowo jednego zęba trzonowego. W ich wnętrzu kryłby się komputer wielkości łebka od szpilki, sterujący aplikowaniem leków, które z jakichś powodów trzeba podać pacjentowi o ściśle określonej porze albo przed jego przebudzeniem.
- Urządzenie pobiera wodę ze śliny, filtruje ją, przygotowuje roztwór leku, by podać go bezpośrednio do policzka, wykorzystując niewielkie pole elektryczne.
W ten sposób uzyskuje się taki efekt, jak po wykonaniu zastrzyku, tylko bez kłucia. Można tak podawać leki na przykład na chorobę Alzheimera. Jest nieocenione w leczeniu uzależnień od narkotyków, kiedy chory niekoniecznie może chcieć lek przyjmować - opowiada dr Ciach.
W ten sposób można by podawać też leki na nadciśnienie, a po wbudowaniu w implant czujnika monitorującego poziom insuliny w ślinie – również i insulinę.
Innowacyjny wynalazek nie doczekał się na razie inwestora gotowego podjąć produkcję, a szkoda, bo pomysł wart jest uwagi ze względu na potężny potencjał użyteczności – gdyby udało się wprowadzić go w życie, mogłoby dojść do rewolucji w implantologii: wszczepiane sztuczne zęby stałyby się od razu miniaturowymi centrami informatycznymi, pomocnymi w utrzymaniu zdrowia.
- Firmy farmaceutyczne stwierdziły, że [implant – przyp. red.] jest zbyt innowacyjny. Nie pozostaje nic innego, jak tylko czekać, aż do niego dojrzeją – mówi naukowiec. Przyznaje też, że projektem byli zainteresowani Francuzi.
Źródło: „Życie Warszawy”