Dziecko
Ankieta
- 18-12-2009
Dwaj dentyści z Poznania, Jacek Pawłowski i Bartosz Niedziółka, o których pomyśle na leczenie zębów dzieci przebywających w sierocińcu w Himalajach pisaliśmy już na naszej stronie, wrócili z Tybetu. Przez miesiąc pomogli prawie 500 pacjentom.
Na wyprawę do miejscowości Dolanji oprócz stomatologów pojechały jeszcze trzy osoby z fundacji Nyatri pomagającej hinduskiemu sierocińcowi. Pomysł wyjazdu zrodził się, kiedy Bartosz Niedziółka postanowił odwiedzić swoją przybraną w adopcji serca indyjską córkę.
- Skoro jednak już wyjeżdżać tak daleko, to może warto dla tych dzieciaków zrobić coś więcej, niż tylko przywieźć prezenty. A ponieważ jestem stomatologiem, to logiczne wydało się, że właśnie tego typu pomocą mogę służyć. I tak wymyśliła nam się akcja "Dentysta dla Dzieci Tybetu" i wspólnie z Natalią Bieniaszewską - bez pomocy której nic by się nie udało - zaczęliśmy zbierać fundusze na sprzęt oraz organizować akcję – wspomina dentysta.
Dwaj stomatolodzy zabrali na wyprawę 38 kg specjalistycznego sprzętu - w tym przenośny unit stomatologiczny i skaler ultradźwiękowy.
Na miejscu okazało się, że pomieszczenie, które tymczasowo miało stać się gabinetem dentystycznym, było w całkiem dobrym stanie i po jego uporządkowaniu można było przystąpić do pracy – której było bardzo dużo. Tybetańskie dzieci nie miały wprawdzie zębów w najgorszym stanie (to efekt niejedzenia słodyczy), ale brakowało im znajomości zasad higieny - nie tylko zębów ale i całego ciała. Pacjenci odwiedzający tymczasowy gabinet stomatologiczny w sierocińcu nie mieli też swoich szczoteczek do zębów – wolontariusze zakupili i rozdali 400 „niezbędników” składających się ze szczoteczek, nici dentystycznych oraz past do zębów.
Poznańscy stomatolodzy chwalą swoich tybetańskich pacjentów, którzy bardzo dzielnie znosili nawet bolesne zabiegi.
- Nawet gdy zabieg okazywał się bardzo bolesny i z oka spływała łezka, (dzieci – przyp. red.) nie ruszały się na milimetr na fotelu – mówi Bartosz Niedziółka. Wspomina też, że początkowo w porozumiewaniu się z dziećmi pomagała im 19-letnia Karma – dziewczyna tłumaczyła angielski na tybetański i odwrotnie.
- Ale po kilku dniach umieliśmy się już dogadać z naszymi pacjentami - śmieje się poznaniak. - Na przykład "kadang" znaczy otwórz buzię, a "siegomare" - nie martw się, wszystko będzie dobrze.
Dentysta zapowiada, że chce wrócić do Tybetu, by nadal nieść pomoc tamtejszym dzieciom. Ideałem byłoby, gdyby w kolejnej wyprawie wziął udział lekarz internista. Miałby pełne ręce roboty, bo wychowankom sierocińca dokuczają najrozmaitsze schorzenia: od laryngologicznych, poprzez nieżyty dróg oddechowych, aż po wymagające specjalistycznej opieki problemy skórne.
Źródło: „Polska Głos Wielkopolski”