Dziecko
Ankieta
- 14-11-2016
Rodzice narzekają, że leczenie zębów u dzieci jest problemem, ponieważ dentyści nie chcą przyjmować małych pacjentów i mało jest placówek, w których młodzi pacjenci są mile widziani. NFZ uważa, że problem jest wydumany, bo przecież są i kontrakty, i placówki, i dentyści pracujący przy fotelach. Czy dentyści naprawdę nie lubią dzieci?...
Prawda, jak zwykle, leży pośrodku. Dzieci to pacjenci wymagający poświęcenia czasu i uwagi oraz posiadania umiejętności radzenia sobie z nimi. Nie każdy stomatolog takie umiejętności ma. Dlatego nie we wszystkich gabinetach malcy są mile widziani. Kontrakt nie pomaga, bo stawki są bardzo niskie – w części gabinetów mających umowę z Funduszem na usługi stomatologiczne dla dzieci stwierdzane są niedowykonania. Oznacza to, że z puli środków przeznaczonych na leczenie zębów dzieci nie wszystko zostaje wykorzystane. Dla zasady warto tylko przypomnieć, że pula ta wcale nie jest zbyt duża – przykładowo na Śląsku dentyści leczący dzieci mają do dyspozycji jedynie 1 proc. z 200 mln zł przeznaczonych na stomatologię. A i ta kwota nie jest wykorzystana. W 2012 r. wykorzystanych zostało 71 proc. środków, a w 2015 r. – 85 proc. Teoretycznie w tym roku stomatolodzy wykorzystają więcej, ale nie dlatego, że dzieci u stomatologa znajdą się częściej lub więcej małoletnich pacjentów zacznie leczyć zęby, lecz z powodu 20-proc. wzrostu stawek za realizację świadczeń pediatrycznych, w tym stomatologicznych.
– Mała buzia, pacjent niecierpliwy albo wystraszony. Czasami tak bardzo, że nawet przez pół godziny ust nie otworzy. Zwiększenie stawek o 20 proc. niewiele zmieni, bo na dziecko trzeba dwa razy więcej czasu niż na dorosłego – komentuje sytuację jedna z dentystek przyjmujących na Śląsku.
Najważniejsza rzecz, która wymaga natychmiastowej zmiany i dzięki której zmieni się podejście doleczenia zębów i odwiedzania stomatologów, to postrzeganie próchnicy. W chwili obecnej nie jest traktowana jak choroba. Tymczasem jest to poważne i wysoce zakaźne schorzenie, które może powodować groźne dla życia i zdrowia powikłania – o czym zazwyczaj zapominamy.
Źródło: „Gazeta Wyborcza”