Dziecko
Ankieta
- 30-09-2011
W trwającej obecnie przedwyborczej feerii obietnic, powrót dentystów do szkół wymieniany jest często jako jedno z najważniejszych zadań do zrealizowania. Kiedy jednak politycy się licytują, ekonomiści zauważają, że opieka stomatologiczna w szkole, jaką znało pokolenie dzisiejszych czterdziestolatków, nie ma wielkich szans na powrót w takim wydaniu jak kiedyś.
Szkoły, w których dentyści nadal przyjmują, są rzadkością. Szkoda, bo dziecko u stomatologa może znaleźć się wtedy tak szybko jak to konieczne, przeprowadzane są regularne wizyty kontrolne, a leczenie zębów nie jest tak kosztowne, ponieważ profilaktyka wspomaga zachowanie zdrowia uzębienia na dłużej.
- Pamiętam, że w latach 70. w szkole córki regularnie chodziły do dentystki. Bały się, ale nie było wyjścia – opowiada mieszkanka Sosnowca. - Dzisiaj wydajemy majątek na prywatne wizyty wnuczków u stomatologa.
W czasach :PRL-u gabinety dentystyczne działające w szkołach wyposażane były wzorowo. Do niektórych placówek trafiał nawet sprzęt, o jakim mogły marzyć gabinety prywatne. Dentysta przyjmował w szkole kilka razy w tygodniu, a na wizyty kontrolne przychodziło się obowiązkowo. Dzieci w PRL-u w szkole mogły skorzystać również z opieki lekarza medycyny oraz higienistki. Pod koniec roku 1999 opieka medyczna opuściła szkolne mury i na razie nic nie wskazuje na to, by miała powrócić. Chyba, że politykom uda się wcielić hasła wyborcze w czyn.
Specjaliści alarmują: brak skoordynowanej opieki medycznej nad młodym pokoleniem skutkuje m.in. szerzącą się próchnicą. Coraz więcej polskich dzieci ma kłopoty z kręgosłupem, niedowidzi, niedosłyszy lub cierpi na inne schorzenia. O tym, z jakim bagażem chorób dziecko wkroczy w dorosłość, decydują w dużej mierze rodzice: dbając lub nie o profilaktykę i okresowe kontrole u stomatologa czy pediatry. Pielęgniarki informują, że poza wykonywaniem obowiązkowych testów na wyłapanie konkretnych schorzeń, nie starcza już na nic innego czasu. Przyczynami są biurokracja oraz za mała liczba pielęgniarek w odniesieniu do liczby dzieci podlegających pod ich opiekę.
Źródło: „Polska Dziennik Zachodni”