Pacjent
- Warto wiedzieć
- Coś na ząb
- Wybielanie zębów
- Choroby i leczenie
- Estetyka
- Higiena
- Ciekawostki ...
- Dowiedz się jak...
- Forum
- Baza gabinetów
- Pytania do ekspertów
- Subskrypcja
- Ogłoszenia - Pacjent
- Partnerzy portalu
- Tagi
- Bruksizm
- Ciąża a zęby
- Dental TV
- Kamień nazębny
- Korony
- Leczenie kanałowe
- Licówki
- Mosty
- Strach przed dentystą
- Vademecum Pacjenta
- Zęby mądrości
- Znieczulenia
- 03-08-2015
Samoleczenie to bardzo pożyteczny objaw samodzielności u człowieka, bo przecież nie z każdym kichnięciem trzeba od razu biegać do lekarza. Gorzej, kiedy w organizmie rozwija się zakażenie, a my zwlekamy z kontaktem ze specjalistą i stosujemy kolejne cudowne środki i metody – bardzo często zaczerpnięte z „poradników” najpopularniejszego „lekarza” wszech czasów, dra Google'a.
Z Raportu Polskich Badań Internetu wynika, że 93 procent internautów wyszukuje w sieci informacje na temat profilaktyki chorób, leczenia, zażywania leków oraz prawidłowego żywienia. To dobrze, że staramy się zapobiegać chorobom, ale w sytuacji, kiedy schorzenie już istnieje, a niepokojące symptomy utrzymują się przez pewien czas lub nawet pogłębiają, nie ma co zwlekać ze spotkaniem z lekarzem. Lub z dentystą, kiedy pojawi się ból zęba albo opuchlizna w okolicach twarzoczaszki – bo wciąż zapominamy, że choroby jamy ustnej również mają charakter infekcyjny. Przykładowo: próchnica to wysoce zakaźne schorzenie pochodzenia bakteryjnego, przenoszone przez ślinę lub kontakt z przedmiotami, które osoba zakażona miała w jamie ustnej. W odpowiedzi na zapytanie o to, jak leczyć próchnicę, dr Google na szczęście nie wskazuje niczego innego, jak to, że konieczna będzie wizyta u dentysty. Przyda się też więcej profilaktyki – i tu mamy pole do popisu, ponieważ w internecie porad na to, jak dbać o zęby, aby były zdrowe, jest na pęczki. My zachęcamy, oczywiście do korzystania z informacji znajdujących się na stronach PortaluDentystycznego.pl – są merytoryczne i godne zaufania.
Do porad znalezionych z pomocą dra Google'a trzeba podchodzić z dużą dawką ostrożności, ale czasem lekarze sami prowokują pacjentów do tego, aby korzystać z leczenia i konsultacji „wyszukiwarkowych”.
- Skusiłem się na bezpłatne badania profilaktyczne. Wszystko było OK, dopóki nie dostałem w przychodni wyników, oczywiście z nabazgranymi po łacinie formułkami - mówi mężczyzna w wieku przedemerytalnym. – Na pytanie, czy ktoś to może na miejscu rozszyfrować i objaśnić (a rzecz nie jest banalna, bo może oznaczać zagrożenie nowotworem), dowiedziałem się, że trzeba z tym pójść do lekarza. 80 złotych od ręki lub za trzy miesiące u specjalisty w ramach świadczeń NFZ – dodaje.
W takiej sytuacji trudno się dziwić, że pacjent woli poszperać w internecie – chodzi tu przecież o jego zdrowie i życie.
Wyszukiwarki mają jednak swoje niewątpliwe zalety. To dzięki nim można szybko znaleźć przychodnie, wybrać lekarza lub szpital, w którym podejmie się leczenie po otrzymaniu skierowania. Dzięki internetowi pod ręką znajdą się potrzebne dane kontaktowe z lecznicami, informacje związane z godzinami pracy lekarzy oraz opinie na temat ich kompetencji. Tu znów trzeba wykazać się rozsądkiem, bo wysoce niewskazana jest ślepa wiara w prawdziwość opinii wydawanych lekarzom i stomatologom przez internautów. Tradycyjna „poczta pantoflowa”, czyli podpytanie znajomych lub osób, które korzystały z usług konkretnego medyka, dostarczą bardziej wiarygodnych informacji.
Źródło: „Polska Dziennik Zachodni”