W Polsce przybywa osób nieubezpieczonych, pracujących na tzw. umowy śmieciowe, z których nie są potrącane składki na ubezpieczenie zdrowotne. Kiedy zdrowie dopisuje, problemu nie ma. Gorzej, kiedy przychodzi czas na spotkanie z lekarzem. Wtedy okazuje się, że za wszystkie usługi medyczne udzielone w ramach leczenia, pacjent musi zapłacić z własnej kieszeni. Ubezpieczeni korzystający z usług lecznic działających w ramach kontraktu z NFZ w większości nie orientują się, ile musieliby zapłacić za udzielone świadczenia stomatologiczne czy medyczne na rynku prywatnym. Kwoty te mogą być spore – nawet w przypadku zdawałoby się nieskomplikowanych zabiegów.

Przychodnie mogą przy ustalaniu cen kierować się przyjętymi przez siebie kryteriami. W kalkulacjach mogą też brać pod uwagę cenę, jaką za pacjenta płaci im NFZ. Osoby pracujące na umowy śmieciowe mogą dobrowolnie ubezpieczyć się w Narodowym Funduszu Zdrowia.

- Najczęściej umowy zawierają zagraniczni studenci albo osoby zatrudnione na umowę o dzieło – informuje Marek Jakubowicz, rzecznik podkarpackiego NFZ.

Wysokość miesięcznej składki obliczana jest na podstawie wysokości przeciętnego wynagrodzenia. Obecnie na dobrowolne ubezpieczenie zdrowotne trzeba wydać miesięcznie ponad 330 zł. Dla wielu pracujących na nisko płatne umowy o dzieło jest to kwota zdecydowanie za wysoka, aby mogli sobie pozwolić na jej comiesięczne uiszczanie.

- Czasami jestem ubezpieczona, a czasami nie. Na początku wykupywałam ubezpieczenie jedynie w zimie.(...) Latem rezygnowałam z ubezpieczenia. Ale kiedy przyszła zima znowu się chciałam ubezpieczyć, okazało się, że najpierw muszę wnieść opłatę dodatkową za to, że przez tych parę miesięcy nie byłam ubezpieczona. Do zapłacenia przyszło mi 737 zł plus oczywiście te 340 zł miesięcznej składki. W tym kraju musisz być ubezpieczony, bo inaczej płacisz karę – mówi „Gazecie Wyborczej” młoda kobieta pracująca na umowę o dzieło.

Ci, którzy pracują na zlecenie zwani są szczęściarzami - od tych umów potrącane są składki na ubezpieczenia społeczne, w tym na zdrowotne.

Źródło: „Gazeta Wyborcza”