Pomimo apeli prezydent Lech Kaczyński nie zawetował ustawy określającej minimalne wynagrodzenie lekarzy – rezydentów. Rezydenci grożą więc strajkiem. Tyle, że włoskim, polegającym na ścisłym przestrzeganiu wszystkich wymaganych procedur. Wprawdzie nie odejdą od łóżek pacjentów, ale postępowanie „kropka w kropkę” jak nakazują procedury grozi paraliżem placówek służby zdrowia.

Rezydenci, stanowiący ok. 10% personelu lekarskiego, są opłacani przez Ministerstwo Zdrowia. Domagają się, by ich płaca minimalna wynosiła 2 średnie krajowe, a z ustawy wynika, iż dostaną nie mniej niż 70% średniej krajowej.

Walka o podwyżki trwa już kilka miesięcy i obecnie młodzi lekarze są praktycznie zdecydowani na rozpoczęcie strajku.

- Skoro ministerstwo uprzykrza nam życie, to musimy odpowiedzieć tym samym – mówi jeden z członków Stowarzyszenia Młodych Lekarzy w wypowiedzi dla „Dziennika” i zaznacza, że ewentualny protest będzie skierowany przeciwko ministerstwu a nie pacjentom.

Wiceminister zdrowia, Marek Twardowski stawia sprawę jasno:

- Jako pierwszy rząd od wielu lat daliśmy rezydentom większe pieniądze. Dotąd zarabiali 1000 - 1200 zł na rękę. Teraz mają prawie 1800. A nie powiedzieliśmy ostatniego słowa. Chcemy, żeby w przyszłym roku zarabiali jeszcze więcej. Być może w tym roku uda się dać im kolejne podwyżki.

Jednak opozycja nie wierzy w rządowe zapewnienia i obiecuje, że wystosuje poprawkę do ustawy – by rezydenci zarabiali nie mniej niż 150% średniej krajowej.

- To będzie test wiarygodności dla minister Ewy Kopacz. Twierdzi przecież, że bardzo jej zależy na młodych lekarzach – mówi Marek Balicki z LiD.

Źródło: „Dziennik”