Na skróty
- Forum
- Zareklamuj swój gabinet
- Izby Lekarskie w Polsce
- Partnerzy portalu
- Magazyn Stomatologiczny
- Wydawnictwo
Czelej - Wydawnictwo
PZWL - Wydawnictwo
Med Tour Press Int. - new! Katalog firm
- Dodaj gabinet
- Poradnik dentysty
- Organizacje
- Turystyka stomatologiczna
- Marketing stomatologiczny
- Dotacje z UE
- KORONAWIRUS
- Dental TV
- new! Czas na urlop!
- Relacje z targów i imprez
- 21-11-2016
Kiedy lekarz w Australii lub w Ameryce na co dzień udziela porad zdalnych, medyk w Polsce nadal zmaga się z ręcznym wypełnianiem dokumentacji medycznej podczas osobistej wizyty pacjenta w gabinecie. Kiedy lekarz na antypodach ma w czas pracy wliczone odpowiadanie na e-maile z zapytaniami pacjentów na temat stanu zdrowia (szczególnie chętnie tę drogą kontaktu wykorzystują seniorzy, którzy z racji ograniczeń motoryki mają problem z dostaniem się do poradni), w Polsce medycy wypisują papierowe recepty i skierowania na badania diagnostyczne lub do specjalisty. Przykładów różnic między stopniem zastosowania technologii teleinformatycznych w systemie opieki zdrowotnej rodem z Australii a tym, który funkcjonuje obecnie w Polsce, można przytoczyć jeszcze wiele. Wniosek zawsze będzie ten sam: nie wykorzystuje się u nas potencjału wnoszonego do leczenia przez nowoczesne rozwiązania umożliwiające przekaz informacji i obrazu na odległość w czasie rzeczywistym. Znacznie lepiej za to wypada zastosowanie technik teleinformatycznych w diagnozowaniu – przodują w tym specjaliści zajmujący się stomatologią, ortodoncją i protetyką stomatologiczną. Możliwość oglądania pantomogramu wykonanego w pracowni zdjęć rentgenowskich, a zapisanego na nośniku danych (płycie CD lub pamięci przenośnej), który otrzymuje pacjent, a potem korzystają z tego dentysta, protetyk, ortodonta lub periodontolog prowadzący leczenie, stosowane jest w stomatologii już dawno. Problemem pozostają jednak nadal nierozwiązane w ramach systemu publicznej opieki medycznej kwestie stricte logistyczne.
– Można by było sobie życzyć, by nowoczesne nośniki danych wykorzystywane były również w ośrodkach publicznych, gdzie wciąż jeszcze się zdarza, że pacjent biega ze zdjęciem rentgenowskim od gabinetu do gabinetu. Na szczęście w wielu wypadkach wystarczy opis – mówi jeden z chirurgów pracujących w szpitalu na północy Polski.
Zatem i tu powoli sytuacja się poprawia.
Dzięki telemedycynie można uratować tysiące istnień. Zdaniem Romana Badacha-Rogowskiego, szefa Krajowego Związku Zawodowego Pracowników Ratownictwa Medycznego, stanowi ona klucz do efektywnego ratowania osób, których życie jest zagrożone. Jest też sposobem na zwiększenie czasu przeznaczonego na rzeczywisty kontakt z pacjentem.
- Myślę, że rozwój techniki pozwala już teraz korzystać z rozwiązań, które znacznie ułatwiłyby nam pracę. Szefowie mogliby na przykład zainwestować w dyktafony i programy tłumaczące dźwięk na tekst. Zamiast spędzać dwie godziny na wypisywaniu historii choroby, lekarz nagrywałby obserwacje i zalecenia na dyktafon, a potem sprawdzał, czy komputer dobrze je spisał, redagował i wprowadzał do systemu. To zaoszczędziłoby czasu wszystkim. Również pacjentom – podkreśla jeden z chirurgów z północnej Polski.
Źródło: „Rzeczpospolita”