Tajemnicą poliszynela jest, że praca lekarza lub stomatologa, choć intratna, do najbezpieczniejszych nie należy, szczególnie jeśli jest to praca wykonywana na pogotowiu lub w punkcie pomocy doraźnej w godzinach nocnych czy w dni świąteczne, kiedy to nie brakuje pacjentów będących pod wpływem środków odurzających lub alkoholu albo mających w organizmie wysokie stężenie adrenaliny. Przed agresją słowną i fizyczną medyków chronić mają przepisy stanowiące, że lekarz lub stomatolog podczas wykonywania obowiązków zawodowych traktowany jest jak funkcjonariusz służb publicznych i jego znieważenie może skutkować poważnymi konsekwencjami karnymi dla krewkiego pacjenta. Czy to oznacza, że lekarz lub stomatolog pijący kawę podczas dyżuru lub idący korytarzem również podlegają ochronie? Tu zaczynają się problemy z interpretacją litery prawa, ponieważ nie wszyscy pracownicy wymiaru sprawiedliwości są zgodni, że medykom ochrona należy się także i w takich sytuacjach.

- Sprawa wydaje mi się dość jasna: jeśli lekarz przebywa w szpitalu w związku ze swoją pracą, a nie całkiem prywatnie, przysługuje mu ochrona należna funkcjonariuszowi publicznemu. I to nawet gdy w danej chwili nie ratuje niczyjego życia – twierdzi karnista prof. Marian Filar.

O tym, czy ma rację, zdecyduje w najbliższym czasie Sąd Najwyższy, który będzie rozpatrywał sprawę znieważenia lekarza będącego członkiem załogi karetki pogotowia podczas pełnienia dyżuru w SOR.

Zbyt wąska interpretacja przepisów o ochronie lekarza lub dentysty mogłaby doprowadzić do absurdu: ochrony medyka tylko w sytuacji, kiedy trzyma w dłoni skalpel lub narzędzie stomatologiczne.

Źródło: „Dziennik Gazeta Prawna”