Na skróty
- Forum
- Zareklamuj swój gabinet
- Izby Lekarskie w Polsce
- Partnerzy portalu
- Magazyn Stomatologiczny
- Wydawnictwo
Czelej - Wydawnictwo
PZWL - Wydawnictwo
Med Tour Press Int. - new! Katalog firm
- Dodaj gabinet
- Poradnik dentysty
- Organizacje
- Turystyka stomatologiczna
- Marketing stomatologiczny
- Dotacje z UE
- KORONAWIRUS
- Dental TV
- new! Czas na urlop!
- Relacje z targów i imprez
- 30-09-2014
Gabinet stomatologiczny lub przychodnia dentystyczna – pojęcia są zrozumiałe dla każdego i nie ma żadnych wątpliwości, co kryje się za drzwiami instytucji opatrzonej takimi właśnie nazwami. Oprócz tego, że są zrozumiałe, nie wnoszą do obrazu działającej tam placówki nic więcej: bo ani nie są to nazwy oryginalne, ani też nie działają jak wabik na klienta/pacjenta (szczególnie, kiedy mamy na myśli osoby panicznie bojące się dentysty). Stąd niektórzy właściciele poradni stomatologicznych opatrują je rozmaitymi, czasem wymyślnymi określeniami własnymi, często mającymi w swoim składzie słówko dent. Kojarzy się ono jednoznacznie i de facto nie trzeba nawet dodawać, że w placówce o takiej nazwie na pewno leczy się zęby lub je wstawia. Choć i tu można się pomylić – o czym mowa kawałek niżej.
Wymyślne nazewnictwo gabinetów czy przychodni stomatologicznych to jeden z elementów marketingu usług stomatologicznych. Jak się jednak okazuje, nazwę dla prowadzonej działalności gospodarczej trzeba dobierać umiejętnie, nie tylko pod kątem atrakcyjności brzmienia czy wymogów, jakie internet stawia przed pozycjonerami stron. O ile bowiem gabinet stomatologiczny, choć brzmi nudno i tradycyjnie, będzie budził jednoznaczne skojarzenia z miejscem, gdzie możemy oczekiwać pomocy w przywracaniu zdrowia zębom, o tyle już ambasada uśmiechu lub studio uśmiechu mogą kojarzyć się różnie: ta pierwsza – z miejscem, gdzie w celu zażywania rozrywki spotykają się ludzie o określonych upodobaniach albo też z placówką organizującą zabawy dla dzieci, a studio – z atelier, w którego zaciszu coś się raczej tworzy (czyli wykonuje) a nie leczy.
Dodanie cząstki art może nieść skojarzenie raczej artystyczne niż lecznicze, a doklejenie słówka royal może wprawdzie wzbogacić kartotekę medyczną o pewien odsetek pacjentów posiadających grubszy portfel, ale jednocześnie odstraszyć rzesze przeciętniej zarabiających.
Źródło: Opracowanie własne