Pisaliśmy już o planowanych zmianach w oskładkowaniu na samorząd lekarski. Jednak o ile kwestia zlikwidowania składki dla medyków seniorów nie budzi wątpliwości u lekarzy, o tyle już proponowane podniesienie wpłaty z 40 do 60 zł miesięcznie dla pozostałych członków korporacji budzi sprzeciw. Jedni otwarcie buntują się przeciw podnoszeniu wysokości składki, inni (mieszkający i pracujący za granicą) krytykują obowiązek wnoszenia opłat podwójnie – bo do polskiego i zagranicznego samorządu (o ile tam też jest ona obowiązkowa). Jeszcze inni nie płacą, a wysyłane przez samorząd upomnienia trafiają do kosza. Są też i tacy, którzy płacą „(...) zwłaszcza kiedy potrzebują od izby zaświadczenia czy zgody na założenie prywatnego gabinetu albo kiedy grozi się im egzekucją komorniczą”, ale nie omieszkają nawet na przekazach dać upustu swojemu niezadowoleniu: „Płacą, ale niechętnie, czego dowodem są dopiski na przelewach: "haracz" albo "udławcie się, pijawki" – podaje wyborcza.pl.

Samorząd lekarski jest lekceważony przez kolejnych ministrów, a i sami medycy nie zawsze mają do niego szacunek. Wielu lekarzy i stomatologów najchętniej wypisałoby się z Izby, ale wiedzą, że chcąc uprawiać swój zawód, muszą być zrzeszeni w samorządzie. Po wypisaniu traci się bowiem prawo do wykonywania zawodu.

- [Izba – przyp. red.] Miała być jak cech, który pilnuje, by jego członkowie dobrze wykonywali swój zawód, pod względem fachowym i etycznym. Ale izby tego nie robią. Większość tych, którzy dopuszczają się jakiejś przewiny, sądy lekarskie uniewinniają. Króluje fałszywie pojęta zawodowa solidarność. Stąd brak autorytetu – wyjaśnia Andrzej Sośnierz, były prezes NFZ, który w latach 90-tych organizował oddział Izby w Katowicach.

Źródło: wyborcza.pl