NFZ przyjrzał się uważnie problemowi długich kolejek do lekarzy i ma z zebranych danych wyciągnąć wnioski oraz stworzyć strategię skracania czasu oczekiwania na wizytę u lekarza. Interesujące jest, że za pozytywny wzór przy opracowaniu metody na krótsze kolejki można wziąć sposób, w jaki radzą sobie poradnie stomatologiczne, w których kolejki posuwają się do przodu dość płynnie i nie ma pustych okienek. „Wypadanie” osób z kolejki może mieć różne przyczyny, w tym i tę, że pacjent, będąc zapisanym do kilku gabinetów naraz, został wcześniej przyjęty gdzie indziej. Jeśli wykreśli się zatem z kolejek do innych przychodni, nie blokując miejsca innym chorym, poinformowana rejestracja może zaprosić na wcześniejszą wizytę kolejnych oczekujących.

Zapisywanie się do wielu kolejek to tylko jeden ze sposobów na ich wydłużenie. Inne to między innymi nieprzestrzeganie godzin pracy przez lekarzy w przychodniach i przychodzenie z dużym opóźnieniem oraz zapisywanie wielu pacjentów na jedną godzinę – co wzmacnia efekt kłębiącego się tłumu w poradniach.

Urzędników z funduszu zainteresował także inny fakt:

- Zaobserwowaliśmy, że niektórzy lekarze cały czas przyjmują tych samych pacjentów. U jednego z nich pacjent był 20 razy w roku. O czym to świadczy? Albo lekarz nie radzi sobie z leczeniem, ale w takim wypadku powinien pacjenta skierować do szpitala, albo po prostu odwala robotę. Nie narobi się, a punkty i tak lecą – mówi Violetta Tyczyńska, zastępca dyrektora podkarpackiego oddziału NFZ i szefowa zespołu zajmującego się sprawą kolejek do lekarzy i dodaje, że tego typu przypadki trafią pod szczególną kontrolę.

Źródło: „Gazeta Wyborcza”